sobota, 31 grudnia 2011

Podsumowując….

Obowiązujący strój sylwestrowy :)  -  motyw z koszulki
 z przed wielu lat roboczo nazwany "Hurbosz".
… życzę sobie aby w przyszłym roku tak mi się chciało jak  mi się nie chciało w mijającym :) Biorąc za prawdę zabobon iż „jak się kończy stary rok taki będzie cały nowy rok” to w 2012 będę non stop prać, malować koszulki, jeść pomidorową i mieć mega bałagan we wszystkich 1,2,3… 8 pomieszczeniach mojego mieszkania. Dlatego przyda się to „chcenie” bo roboty będzie sporo.
Pierwszy wpis w grudniu i zarazem ostatni. Dużo się działo w tym miesiącu. Powrót do moich drogich niepełnosprawnych, zapoznanie się z nową kadrą terapeutyczną i obowiązkami, przyzwyczajenie się do nowego planu dnia. To ostatnie nie wychodziło mi najlepiej i stąd te zaległości w pralni. Będzie lepiej.
Cisza na blogu powstała z powodu awarii aparatu i nadmiaru realizacji już opisywanych w postach. W prezentach na Mikołaja i pod choinkę powędrowały koszulki Dżemu, Dave Matthews Band i Beksińskiego wszystko w liczbach mnogich - z czego bardzo się cieszę :)
W 2012 życzę sobie aby chęć posiadania moich koszulek była równie duża wśród zamawiających, aby mój syn przestał już chorować, mąż częściej się uśmiechał a Rodzice cieszyli się dobrym zdrowiem. Sobie samej życzę uśmiechu, powodzenia w pracy i aby w Nowym Roku nic mnie nie bolało ani życie ani ciało :). Amen!!

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
 KOCHANI CZYTAJĄCY I POSIADAJĄCY 
NIECH SIĘ WAM DAŻY!
DUŻO, DUŻO ALE TO DUŻO ZDROWIA a reszta się ułoży!!

środa, 23 listopada 2011

Bożonarodzeniowe kartki.


Święta tuż, tuż więc nadeszła pora na kartki z życzeniami dla najbliższych. Dwa razy do roku i rok rocznie otwieram kartkową manufakturę. Czasem boję się że moje chomikowanie różnych skrawków papierów, koralików i innych "artystycznych odpadków" urośnie do rangi choroby i wypełni cały dom. Lubię otwierać swoją komódkę i tak jak "Pan Robótka" z programu dla dzieci  z różnych "przyda się" wymyślać nowe kompozycje. 

Do tej karteczki wykorzystałam resztki tektury falistej z której jakieś 4 lata temu robiłam owieczki do komunijnej dekoracji kościoła. Koraliki zakupiłam w zeszłym roku do świątecznego bieżnika który wykonałam do artykułu w "Wena design". Złota nitka też była wykorzystywana przy bieżniku do przyszycia  koralików.
Zawsze drukuję całą karteczkę wraz z życzeniami. W sklepach jest wiele pięknych papierów wizytówkowych z fajnymi fakturami i o odpowiedniej grubości.

Z takich oto resztek tektury falistej w kolorze naturalnym wycięłam trójkąty nożyczkami w ząbkowaty wzór.


 Przykleiłam z tyłu nitkę i omotałam ją wokół trójkąta. Gotową choinkę ze złotym łańcuchem nakleiłam na przednią stronę i...

... przyozdobiłam koralikami.



A oto mały fragment falistego lasu bo zazwyczaj robię około 20 kartek :)
Jeśli się wam spodobała to zapraszam do pracy. Mała rzecz a jak cieszy.

Koszulki niektóre leżą odłogiem czekając na wykończenie. Przegrywam z organizacją czasu. Wieczorami często padam w poduszki. Odbija się to nie tylko na tworzeniu ale i na lekturze. 
Przed powrotem do pracy zachwycił mnie  świat zagadek kryminalnych Sherlocka Holmesa ale druk jest tak drobny, że pomimo moich szczerych chęci i niezmiernej ciekawości oczy zamykają mi się po 6 zdaniach wielokrotnie złożonych :/ W takim tempie tą księgę opowiadań będę czytać przez najbliższe 2 lata. Zauważyłam też duże podobieństwo między słynnym detektywem a Dr Housem oraz między ich towarzyszami (Dr Watson - Dr Wilson). Te same nałogi ta sama powierzchowność nawet dziwaczne zachowanie, sposoby dedukcji oraz specyficzny typ przyjaźni głównych bohaterów są bardzo do siebie podobne. Hmmm... nie dziwi mnie już sukces tego serialu. Różnica jest jedna: tam za zbrodnią stoi człowiek a tu  - mikroby :)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Posiadacze.


Przedstawiam Wam posiadaczy koszulek z ostatnich dwóch postów: Dorotę i Kamila. Tak oto koszulki prezentują się na ich właścicielach. Dziękuję Wam bardo za zdjęcia sprawiły mi ogromną przyjemność. Duża buźka :*
U mnie wiele się dzieje bo wracam do pracy. Bardzo się stęskniłam za moimi niepełnosprawnymi podopiecznymi. Trzy lata ich nie widziałam. Jedni odeszli ale przyszli nowi i tych jestem najbardziej ciekawa. Co potrafią, jakie mają ukryte talenty ...
W domu natomiast sezon chorobowy trwa. Syn w przedszkolu bywa rzadko - niestety. Ostatnio i ja zaniemogłam. Jeśli ktoś z was buduje dom i potrzebuje piasku to moje nerki zajęły się ostatnio jego produkcją. Szkoda tylko, że ta produkcja - przysięgam!! - boli bardziej niż poród. Wyłączyło mnie to z życia na ponad tydzień. Jest na szczęście lepiej i nadganiam prace.
W związku z powrotem do pracy zlikwidowałam zakładkę "Na sprzedaż" nie mam po prostu już tyle czasu na malowanie. Po dziesięciu godzinach po za domem po powrocie człowiek nie wie w co ręce włożyć :/
Zainteresowanych koszulkami proszę o maile a zamówienia będę rozpatrywać indywidualnie z każdym odbiorcą. Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie i zdradzam iż wykluwa się kilka niespodziankowych postów.

środa, 19 października 2011

Anielskie skrzydła.


Kiedy uporałam się z bieżącym nadmiarem zamówień w końcu ukończyłam anielskie skrzydła dla Doroty która wygrała w moim Jubileuszowym Candy. Za wzór na te skrzydła posłużyło mi zdjęcie tatuażu znalezione w Internecie.
Sam temat zmusił mnie także do anielskich rozmyślań. Tym bardziej, że kiedy wzięłam się  po przerwie do pracy nad koszulką okazało się, że jest to dzień Anioła Stróża a wyczytałam tą informację na blogu Dagmary. Sama niedawno czytałam powieść, którą amerykanie mają już niedługo z ekranizować. Myślę, że wyjdzie z tego film w stylu „Skarbu narodów” tylko czarne charaktery będą trochę nieziemskie. Powieść ta to „Angelologia” autorstwa Danielle Trussoni.
 Skusiła mnie po tytule i myślałam, że będzie bardziej boska niż ziemska w swej treści. Czytając ją, jednak sama zrozumiałam jak niewiele wiemy o tych boskich wysłannikach. Pokrótce aby wszystkiego nie wyjawiać postaram się Wam opisać fabułę.  Historia ta toczy się od Nowego Jorku po Bułgarię. Jest to niesamowita opowieść o odwiecznej walce Dobra ze Złem. Dobro reprezentują anioły i ich badacze, angelolodzy. Złem są upadłe anioły zwane - nefilimami. Wojnę o przetrwanie ludzkości przypadkowo ożywia młoda mniszka Ewangelina. By zapanować nad złem, musi odnaleźć anielski instrument, z muzyki którego  Upadli czerpią swą siłę. Powieść ta łączy historię, teologię, psychologię i sensację.
W ostatnią niedzielę byliśmy na Mszy Świętej w innej parafii. Zawsze mam takie przyzwyczajenie, że podczas mszy kiedy jestem w kościele zabytkowym, głowa kręci mi się we wszystkie strony. Oglądam ołtarze, sklepienia, figury, freski, obrazy a także witraże. Tym razem mój wzrok utkwił na fragmencie tego:

  Foto: © Parafia Świętej Rodziny
Są w nim ukazane postacie aniołów ze skrzydłami w kolorach identycznych jak opisywała to książka. Tak się zamyśliłam, czy są gdzieś opisane anioły według ich wyglądu? Ciekawi mnie to co raz bardziej. Zastanawiam się też jakiego anioła skrzydła namalowałam na koszulce: cherubina, serafina czy archanioła?
Oceńcie sami.







A tak wyglądają na człowieku :)
Koszulka już poleciała do Doroty.
Do przeczytania!

poniedziałek, 10 października 2011

Trębacz śmierci.


Pierwszy raz z pracami Beksińskiego zetknęłam się w Liceum Plastycznym. Pojechaliśmy  z klasą na wycieczkę do pobliskiego Sanoka. Zwiedzaliśmy całe Muzeum Historyczne mieszczące się w  Sanockim Zamku. Prace Zdzisława Beksińskiego znajdowały się wówczas w odrestaurowanych piwnicach.  Przeważały prace z jego okresu fantastycznego, który lubię u niego najbardziej. Wówczas nie pałałam do jego twórczości wielkim uwielbieniem ale ceniłam za warsztat i technikę. Tą wycieczkę większość z nas zapamiętała również ze śmiesznego wypadku Kasi F., której w plecaku rozlał się duży jogurt truskawkowy. Często na spotkaniach wspominamy całą wspólną ”akcję ratunkową” książek i ubrania koleżanki:))
Minęło kilka lat... Milenijnego Sylwestra świętowałam w gronie nowo poznanych koleżanek i kolegów z I roku studiów. Zorganizowaliśmy wspólną prywatkę. Spotkanie całej grupy imprezowiczów mieliśmy na dworcu. Większość z nas w świetnych humorach tylko jeden Kolega smutny i w ewidentnie nie w szampańskim nastroju. Po krótkiej rozmowie okazało się, że bardzo przeżywa samobójczą śmierć  Tomasza Beksińskiego(+24.12.1999), syna malarza, którego audycji radiowych był wielkim miłośnikiem. Podobno nawet kilkukrotnie rozmawiał z nim na antenie. Cenił go za prezentowaną muzykę i tematykę audycji.  Ja Tomasza kojarzę przede wszystkim jako wspaniałego  tłumacza filmów; serii przygód Jamesa Bonda oraz uwielbianych przeze mnie produkcji „Latającego Cyrku Monty Pytona”.
Mój ulubiony dialog jego autorstwa pochodzi z „Żywotu Błajana” a brzmi on tak:


      – Ukrzyżowanko?
      – Tak.
      – Dobrze. Przez te drzwi, kolejka na lewo, jeden krzyż dla każdego.
      – Następny. Ukrzyżowanko?
       – Nie, wolność.
       – Co?
       – Dla mnie wolność. Powiedzieli, że nic złego nie zrobiłem, więc mogę sobie iść i zamieszkać gdzieś na wyspie.
      – To bardzo ładnie. Proszę tędy.
      – Nie, tak tylko sobie żartuję. Tak naprawdę to ukrzyżowanko.
      – Od razu wiedziałem! Zatem proszę tymi drzwiami...
      – Wiem, wiem. Tymi drzwiami na lewo...
      – Jeden krzyżyk dla każdego :)
 
Wracając. Sylwestra spędziłam na poważnych rozmowach o życiu, twórczości i śmierci. Optymizm i radość z nowego tysiąclecia gdzieś prysły :/ Kolega był wielkim miłośnikiem Beksińskiego i poprzez swoje liczne zainteresowania poznał także Państwa Baryckich zaprzyjaźnionych z Mistrzem i jego rodziną. Kilka lat po zakończeniu studiów na jednym z portali społecznościowych zobaczyłam zdjęcie roześmianej twarzy Kolegi w towarzystwie samego Zdzisława Beksińskiego w jego pracowni. Trochę mu wtedy zazdrościłam, że mógł poznać artystę i porozmawiać z nim oraz obejrzeć najnowsze tworzone grafiki. Dwa miesiące później z TV popłynęła wstrząsająca wiadomość o zamordowaniu malarza. Do dziś nawet nie próbuję sobie wyobrazić rozpaczy Kolegi, kiedy dowiedział się o śmierci Mistrza. Kilka dni temu dzięki jednej z czytelniczek „Historii w …” dowiedziałam się, że Państwo Baryccy po śmierci malarza, założyli fundację jego imienia.
Wszystkich którym jest bliska twórczość Zdzisława Beksińskiego serdecznie zachęcam do zwiedzenia Muzeum Historycznego w Sanoku.  Znajduje się tam największa kolekcja jego obrazów. Samego Mistrza możecie odwiedzić na Starym Cmentarzu, który znajduje się przy drodze krajowej nr 84 
 Bardzo prosto jest trafić na miejsce wiecznego spoczynku Beksińskich. Głównym wejściem, aleją prosto aż znajdziecie się między dużą kaplicą a grobowcem w kształcie piramidy. Skręcając w lewo zobaczycie czarny grobowiec bez imion, dat i ozdób. Duży napis na górze informuje, że jest to grobowiec rodziny Beksińskich.
W moim domu mam zakątek Beksińskiego mieszczący się tuż przy drzwiach wejściowych. Wiszą tu dwie reprodukcje obrazów ze zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku

Mąż zakupił mi je podczas wyjazdu do ośrodka szkoleniowego w Czarnej.  Obydwa widziałam wielokrotnie podczas wizyt w Sanoku czy wystaw artysty w BWA w Rzeszowie.  Na moim telefonie znajduje się inny obraz Beksińskiego jako tapeta. Nie znam tytułu, ale podejrzewam, że są to litery i rok powstania :). Zdziwiły mnie reakcje moich znajomych. Dla mnie jest on bardzo bajkowym, spokojnym pejzażem inni widzą w nim zupełną odwrotność i uważają go za przerażający. A jak Wy go odbieracie?

Foto: © www.beksinski.com.pl
To tyle historii wokół malarza. Czas na koszulkę.
Zamówienie przyszło jeszcze na wakacjach a na realizację umówiliśmy się na koniec września. Projekt rozrysowałam w pierwszym tygodniu września. Zrobiłam szablon, pierwszą podmalówkę i robota stanęła z wiadomych już Wam powodów. Dzisiaj w końcu mogę pokazać wszystkie etapy realizacji, która rozciągnęła się sporo w czasie. Nie wiem czy skuszę się jeszcze na tak duży obrazek. Ciężko jest przenieść świat obrazów Mistrza wiedząc, że swoje obrazy nie malował a rysował cienkim pędzlem tworząc struktura po strukturze, konstrukcję swoich postaci, budynków i przestrzeni.
Oto obraz i inspiracja.

A to moja realizacja.












 


wtorek, 4 października 2011

Post imieninowo urodzinowy.


  W tym roku na imieniny mojego męża które przypadają 25 lipca postanowiłam sprawić mu również muzyczny prezent. Zakupiłam mu dwupłytowy albumu z telewizyjnymi nagraniami koncertów Dżemu. Jest to przekrój koncertów od początków grupy do śmierci Ryśka.  Zabraliśmy się do oglądania po 22:00 i ja niestety szybko odpadłam. Rano przy śniadaniu, Krzysiek pełen jeszcze muzycznych emocji oznajmił mi:
- Wiesz oglądałem do 3:00 nad ranem. Wszystkie koncerty. Na końcu jest wywiad z zespołem i zgadnij czego ostatnio non stop słucha Balcar?
 - ????
- Dave Matthews Band!!
  Czytając jakiś czas później na jednym z polskich forum fanów DMB dowiedziałam się, że na  koncercie tego zespołu w Niemczech (chyba w Berlinie) jeden sektor był pełen ludzi z Wrocławia a w nim również członkowie Dżemu. Szczęściarze! Następnym razem jak Grupa Dave’a Matthews’a zawita blisko granicy z Polską jedziemy z mężem obowiązkowo ;)
  Wszystkich fanów „Dżemu” bardzo zachęcam do zakupu tego albumu DVD, naprawdę warto go mieć w swojej kolekcji. Kawał z życia koncertowego grupy i wspaniała uczta muzyczna. POLECAM!

  Taki był mój prezent na imieniny. Na wrześniowe urodziny mąż wybrał prezent za mnie i poprosił o koszulkę z DMB taką samą jak robiłam kilka miesięcy wcześniej dla jednego fana z nad mazurskich jezior. Pozdrawiam go serdecznie jeśli czasem zagląda do „Historii w …”. A oto jest i ona. Koszulka w kolorze gorzkiej czekolady i jej właściciel.

 A teraz czas na preludium do następnego posta.


Migawka z pierwszych przygotowań do pracy nad zapowiadanym Beksińskim w maksymalnym wydaniu. Koszulka jeszcze w robocie bo przez wrześniowy galimatias adaptacyjno chorobowy mam zaległości których nie mogę nadrobić. Staram się jednak jak mogę.
Do przeczytania :)

czwartek, 29 września 2011

Runaway...



 Uciec… uciec od września. Ciężki to był dla mnie miesiąc. Tymek urządził mi istną „kampanię wrześniową” z początkiem swojego chodzenia do przedszkola. Płacz, płacz i jeszcze raz płacz. Następny w kolejce był protest a orszak zamknęła choroba. Poczułam się jak by ktoś wyjął mi mózg i zawekował. Wszystko leżało odłogiem a ja jak automat krążyłam wokół syna. Nic tylko uciec… Mam jednak cichą nadzieję, że od poniedziałku wróci na drogę kształcenia a ja pozamykam rozpoczęte realizacje. Dziś pora na pierwszą z nich.

Czy znane jest Wam  nazwisko Kanye`ego Westa? W 2010 roku wydał  album "My Beautyful Dark Twisted Fantasy" i  został  ogłoszony  godnym następcą Michaela Jacksona. Krytycy muzyczni w artykułach poświęconych jego dokonaniom, nadali mu przydomek: „Jackson ver.2.0”. Nie otrzymał go ze względu na rodzaj muzyki, ale ze względu na pietyzm, z jakim ją wykonuje. Do swojej płyty wyreżyserował 30-minutowy film z piękną historią. Jednym z utworów na płycie i filmie jest RUNAWAY. Oto fragment filmu z tym utworem:

Moi drodzy - to jest właśnie źródło inspiracji do tej koszulki. Cały projekt jest autorstwa Artura. Przesłał mi poniższe zdjęcie, które wcześniej wysłałam mu aby pokazać kolor koszulki.
Projekt Artura

 Artur wykonał samodzielnie ten projekt a ja tylko przeniosłam go na koszulkę. Nic w nim nie zmieniałam bo wykonał go z zachowaniem wszelkich proporcji, perfekcyjnie. Sama bym tego lepiej nie zrobiła. 

Pracę zaczęłam od rozrysowania poszczególnych haseł i postaci. Przyłożyłam  je do koszulki aby sprawdzić czy na pewno wszystko ma odpowiednią wielkość i rozmieszczenie.

Najpierw zrobiłam napis główny.

Następnie czarne elementy baletnicy i dolnego hasła.


Następnie białe hasło. Miałam z nim trochę „zabawy”. Nałożyłam za dużo warstw farby w krótkim odstępie czasu. 

Po odjęciu szablonu z mokrej jeszcze farby boki liter mi się poodklejały razem z szablonem.

Musiałam trochę pokombinować jak to wyrównać.
Następnie przyszła pora na cielesne szczegóły baletnicy.

 Tło wokół niej …





 ... a to efekt końcowy:

Nawet mój syn popełnił portret, który jak się dobrze przyjrzeć wygląda jak twarz baletnicy ;) Są brązowe okulary, rozchylone czerwone usta, nieokrągły nos, ciemne włosy oraz zaczątek długiej szyi.
Portret Baletnicy wykonany przez Tymka ;)
Do przeczytania ;)