niedziela, 28 sierpnia 2011

Farma wiatru.

Urlop, urlop i po urlopie :/
Czas szybko płynie gdy zmieniamy go w "czas wolny". Pierwsze dni urlopowania spędziliśmy w rodzinnych stronach Beskidu Niskiego u naszych kochanych rodziców. Odwiedziliśmy malowniczo położoną Farmę Wiatru na wzgórzach rodzinnej miejscowości mojego męża w Łękach Dukielskich. Majestatyczne pięć wiatraków widać wspaniale już przy wjeździe do Krosna. Wysokie na 100 m z daleka wyglądają na takie lekkie i delikatne z bliska przytłaczają swoją wielkością. I ten szum ze skrzydeł o rozpiętości 45 m.... To największe wiatraki w Polsce więc jeśli kiedyś będziecie wędrować w Bieszczady warto na chwilę zboczyć z trasy. Tym bardziej, że po drodze można zwiedzić piękne Muzeum Górnictwa Naftowego w Bóbrce. To właśnie tutaj działał Ignacy Łukasiewicz. W pobliskiej Dukli czeka na was wspaniały rokokowy kościół parafialny z jednym z najpiękniejszych nagrobków z czarnego marmuru Marii Amalii z Brühlów Mniszchowej. Zapraszam :)
Tydzień spędzony u rodziców miną jak z bata strzelił. Spakowaliśmy się i wyruszyliśmy razem z moimi przyjaciółmi ze studiów, Anitą&Marcinem, Tomkiem&Anetą i ich dziećmi, na Węgry. Celem naszego pobytu była Nyiregyháza i jej kompleks termo - basenowy Sóstófürdő.  Trafiliśmy na wspaniałą pogodę a temperatura w pewnym momencie była rodem z tropików. W ostatni dzień wybraliśmy się do Zoo. Dla mnie była to pierwsza wizyta, nigdy wcześniej nie udało mi się zobaczyć takiego ogrodu. Kiedy dorasta się w "górskich ostępach" a do najbliższego zoo jest 200 km to chyba nie ma się czemu dziwić :) Ogród wspaniały ale niestety upał był tak duży, że niewiele zwierząt można było zobaczyć. Chowały się bidule jak mogły. Tymek też był zmęczony i cały czas nas poganiał byle szybciej do wyjścia. Cieszę się, że przynajmniej piękny biały Tygrys bengalski leżał majestatycznie na widoku, pod cieniem wiaty. Kiedyś zrobiłam na zamówienie koszulkę z głową takiego tygrysa i teraz mogłam się mu dokładnie przyjrzeć. Robi wrażenie... Nawet chwile siłowaliśmy się wzrokiem ale niestety przegrałam. Skubany nawet nie mrugnął a chwilę to trwało :) Rozstaliśmy się z przyjaciółmi na przejściu w Barwinku. Uściskom nie było końca. Rozrzuciło nas trochę po studiach, mieszkamy w odcinkach 80 km od siebie. Myślę jednak, że już niedługo spotkamy się na konnym rancho czyli we włościach Tomasza&Anety.
Wracam więc do pracy nad kolejnymi koszulkami. Mam nadzieję, że od 5 września będę mogła poświęcić malowaniu więcej czasu gdyż Tymek idzie do przedszkola. Zobaczymy ja to będzie :) Tymczasem do roboty!
A na koniec kilka ujęć z Farmy Wiatru.
Do przeczytania!
To ja jako skala porównawcza


A to panorama całej okolicy. W dali, z prawej strony góra Cergowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję serdecznie za komentarz :)