wtorek, 31 sierpnia 2010

Kosmita w Wenecji


"Alien" - tak właśnie nazwałam wzór, który widać na zdjęciu. Drugi, po "Ekstazie" bardzo dobrze się sprzedający. Pomysł wziął się z okładki płyty Anny Marii Jopek. Bardzo lubię wąskie kadry, fragmenty jakiejś większej całości. Taki fragment tworzy w swoich ramach nową opowieść, "nowy ląd". Pozostawia także odbiorcy uczucie niedosytu, niespodzianki - nie wiedzy o całości. Ten rodzaj kadrowania kompozycji, jest widoczny  w moich fotografiach i  grafikach. Zdjęcie wokalistki było dla mnie wyjściem do stworzenia obrazu o (w moim zamyśle) niepokojącym wyrazie. W oryginale było ono kolorowe, a ja bardzo lubię pracować w czerniach i szarościach dlatego z kserowałam okładkę. Pan w punkcie ksero miał ustawiony mocny kontrast do kopiowania tekstu. Po tym mocnym skontrastowaniu, zobaczyłam, wielkie, ciemne "obce" oko. Pomyślałam sobie, że to jest to! Bardzo lubiłam ten wzór i emocje jakie z sobą niósł. Zatrzymałam jedną koszulkę dla siebie. Nosiłam ją bardzo często. W niej właśnie zwiedzałam Wenecję. Byliśmy z mężem w podróży poślubnej, objechaliśmy w dwa tygodnie Włochy i południe Francji naszą dzielną Vektrusią. Koszulka zaliczyła też zwiedzanie Cannes. Ostatecznie na zawsze pozostała we Włoszech. Rok później wyjechałam na zbiórkę winogron do słonecznej Rivalty. Pewnego dnia,  ktoś po prostu mi ją ukradł kiedy suszyła się po praniu :(  Pozostaję w głębokiej nadziei, że służy tej osobie jako ulubiony strój i ma się dobrze.


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Muzyczna ekstaza








To najlepiej sprzedający się wzór u "Wujka Grześka". Pomysł na koszulkę zrodził się przypadkiem. Można by się dopatrywać WYŻSZEJ ingerencji. Najpierw malowałam tylko środkowy motyw. Podczas zaprasowywania, po prostu przypaliłam koszulkę :) Koleżanka mnie zagadała a miałam tylko na chwilkę "coś zobaczyć". Zostawiłam żelazko na koszulce, aby nie tracić czasu, bo zaprasowywanie trwało ok. 10 min. No i stety-niestety, powstało przebarwienie. Musiałam coś namalować w tym miejscu. Materiał był zniszczony nieodwracalnie.  W kształcie tego odbarwienia był motyw z koszulki DMB nr1. Wpasowałam go symetrycznie po obu stronach. Główny motyw to szkic do mojej pracy dyplomowej z grafiki pt. "Męczeństwo Św. Sebastiana". Ostatecznie nie włączyłam go do pracy dyplomowej ale na koszulce przyniósł mi sukces. Pamiętam wiele osób z tą koszulką mijanych na ulicy. Najbardziej zdziwiła mnie dziewczynka ok. 12-13 letnia. Przyznam się, że nie myślałam iż przypadnie do gustu tak młodym osobom.

piątek, 27 sierpnia 2010

Ognisty tancerz

Ponieważ nadal pozostaje zaginiona koszulka DMB nr 1, prezentuję koszulkę nr 2. Zrobiłam ją sobie 3 lata temu. mieszkałam już w Tarnowie. Byliśmy z mężem na etapie remontowania pierwszego M4. W przerwie miedzy malowaniem kuchni, wycięłam szablon i "le voila". Cała koszulka jest według wzoru ze strony internetowej zespołu DMB. Trzy dni temu zajrzałam na nią pierwszy raz od czasu narodzin syna. Intro oznajmiło mi 2 rocznicę śmierci LeRoy Moora, saksofonisty zespołu. Nie mogłam w tą wiadomość uwierzyć, taki fantastyczny muzyk, multiinstrumentalista ... już go nie usłyszę na żywo. Tym bardziej poczułam chęć przypomnienia sobie wszystkich melodii i rzeczy związanych z zespołem.
Koszulka zawiera nazwę zespołu i logo Fire Dancer z płyty "Stand Up".

Zatłoczone ulice

Standing here
The old man said to me

"Long before these crowdead streets
Here stood my Dreaming Tree"(...)

"Stojąc tu, Starzec rzekł do mnie:
-Wiesz, na długo przed tymi zatłoczonymi ulicami rosło tu moje Drzewo Marzeń.
Przesiadywał pod nim godzinami, nie czując upływu czasu. Pewnej nocy, postęp zabrał mu wszystko, co w jego cieniu doświadczył. Drzewo padło twardo, ścięte w ciemności. Starzec od wielu dni pragnie tylko jednego, znów usiąść pod swoim  Drzewem Marzeń. Przed oczyma stają mu kadry z życia. Dziewczyna, którą pierwszy raz pod nim pocałował a ona obiecała, że będzie tylko jego. Przypominają mu się słowa matki wypowiedziane pod drzewem:
- Pamiętaj, nie ważne co się stanie, ty zawsze będziesz moim dzieckiem. Zawsze będę cię kochać.
- Mamo, chodź szybko! Drzewo Marzeń umiera!
Powietrze stało się ciężkie od strachu, bo nie ma już miejsca, w którym czuł się bezpiecznie. Drzewo Marzeń umarło!"
Zawsze widzę takie obrazy słuchając piosenki Dave Matthews Band "Dreaming Tree". Chronologicznie muszę wyjaśnić, że etap, kiedy interesowałam się muzyką punk rockową miną bardzo szybko. Trwał może niespełna rok. Gust muzyczny ugruntował mi się w kierunku klasyki rocka, brit popu (BLUR, OASIS), bluesa a później jazzu. Dziś bardzo lubię słuchać piosenki, która ma równie głęboką treść, co i linię melodyczną. Marzę, aby na żywo usłyszeć Edytę Geppert, bo na szczęście Hannę Banaszak miałam już okazję posłuchać. Pani Hani dodatkowo akompaniował Jan Ptaszyn - Wróblewski, więc przeżyłam tego wieczoru prawdziwą muzyczną ekstazę.
Dave Matthews Band (DMB) to bardzo znana amerykańska grupa, niestety mało popularna poza swoim krajem. Płyty trzeba zamawiać a najbliższe  koncerty odbywają się w Niemczech. W ich muzyce zakochałam się na studiach. Kolega z roku był ich wielkim fanem. Posłuchałam, zauroczyłam się i tak łańcuszkiem zaraziłam ich twórczością wszystkich swoich znajomych. Pewnie zastanawiacie się dlaczego o nich piszę? Oczywiście zrobiłam sobie koszulkę według wzoru znalezionego na ich stronie internetowej. Była to koszulka z płyty " Before these crowded streets". Marcin, mój kolega i zadomowiony Rzeszowiak, powiedział mi, że jak chcę sobie trochę zarobić, to jest taki sklep, który sprzedaje koszulki malowane ręcznie. W asortymencie miał koszulki z, jak to nazwałam, "psychodeliczną abstrakcją".Były bardzo popularne i masowo noszone przez rzeszowską młodzież. Z tą moją koszulką, zachęcona przez Marcina i resztę znajomych, udałam się do sklepu. Nerwy były, ale właściciel - Grzesiek, okazał się bardzo sympatyczny. Dał mi chyba 5 T-shirtów i powiedział: - OK. Namaluj coś na nich i zobaczymy jak się będą sprzedawać". Koszulki przyniosłam na drugi dzień a jak po tygodniu zaglądnęłam do sklepu (komórki wówczas były luksusem), Grzesiek krzyknął od drzwi: - No! Nareszcie jesteś! Koszulki sprzedały się tego samego dnia. Zamawiam u ciebie następne". Tak właśnie zaczęła się moja współpraca z "Wujkiem Grześkiem", która trwała ok. 4 lat i przyniosła mi wiele satysfakcji i malarskich wyzwań.
Co do tej Matthewsowskiej koszulki nr 1, to dzwoniłam do mamy aby ją odnalazła w swoich głębokich szafach. Straciłam ją z oczu kilka lat temu. Jeśli się jednak nie odnajdzie to zamieszczę komputerową rekonstrukcję. Na razie, u siebie znalazłam tylko część szablonu.

piątek, 20 sierpnia 2010

Malignant Tumult - ciężki metal do zgryzienia

Tą koszulkę na pewno będę pamiętać do końca życia. Była najtrudniejsza do zrobienia. Pamiętajmy, że mamy rok 1995 lub 96. Dysponuję jedynie sprayem samochodowym, kartonem i nożykiem do papieru. "Malignant Tumult" to nazwa zespołu death metalowego made in Słowacja bądź Czechy - nie pamiętam dokładnie. W moim bloku sporo męskiej, nastoletniej części sąsiadów słuchała tego rodzaju muzyki. Ta koszulka była dla kolegi sąsiada z mojej klatki. Pamiętam jak Tomek przyszedł z  długowłosym, brodatym blondynem, który wręczył mi kasetę magnetofonową z prośbą czy udało by mi się przenieść to logo na koszulkę.  Jak zobaczyłam, to już miałam odmówić z usprawiedliwieniem, że takiej "maligny" się nie da wykonać. Brodacz widząc wahanie w moich oczach nalegał abym mimo wszystko spróbowała bo bardzo mu na tej koszulce zależy. No i zgodziłam się.

Zgodziłam się a potem biłam się w czoło mantrując: "No i po co mi to było!" Szablon musiałam wyciąć dokładnie i misternie, uważając żeby mi coś nie odpadło. Następnie  musiałam przenieść go na czarną koszulkę białym sprayem, połączyć wszystkie łączenia. Przyłożyć szablon raz jeszcze, dokładnie w to samo miejsce i spryskać go czerwoną farbą. Gdybym od razu przeniosła logo na koszulkę za pomocą czerwonej farby nie był by on widoczny. Wysiłek jednak się opłacił, klient był tak zachwycony ze zamówił u mnie jeszcze trzy inne koszulki. Na szczęście nie było powtórki z "maligną" :)
W tym czasie zrobiłam także dla sąsiadów wielki transparent 2x4 m, na biało czerwonej fladze z logo zespołu VADER :)  Chłopaki byli na pewno widoczni na koncercie.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Glany na różowo

Tej pierwszej koszulki już niestety nie mam, nie przetrwała do czasów obecnych. Zdjęcie obok jest jedynie rekonstrukcją ogólnego wyglądu. Pamiętam, że koszulkę miałam jakąś już wiekową i poplamioną. Był rok '94  a w modzie punkowej królowało ACE (pierwszy chlorowy wybielacz) . Koszulkę odbarwiłam artystycznie w owym toksycznym środku.  Z koleżanką Agnieszką wypatrzyłyśmy ten motyw glanów  w jakiejś ulotce anarchistycznej. Chodziłyśmy do 1 klasy liceum plastycznego i byłyśmy zafascynowane muzyką i  kulturą "dzieci śmieci". Pamiętam, że szablon wycinała Aga a potem, obie zrobiłyśmy sobie takie koszulki. Aga miała zieloną a ja, no cóż, po użyciu ACE koszulka z czerwonej przeistoczyła się w różowy. W tedy wystarczyło trochę sprayu samochodowego, dobry szablon i efekt był wspaniały.
Brat innej koleżanki, Jacek, prężnie działający w  krośnieńskim Stowarzyszeniu Kultury Alternatywnej "KAKTUS" często robił oryginalne koszulki dla znajomych właśnie przy użyciu sprayu samochodowego, szablonu i własnej inwencji artystycznej. Bardzo mi się te jego "koszulkowe dzieła" podobały. Dzięki temu, że w sklepach muzycznych wówczas były pustki a na zamawiane rzeczy z katalogów nie miałam pieniędzy, zaczęłam tworzyć własne koszulki. Dokładnie takie jakie chciałam nosić. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z koszulkami. Te które nosiłam podobały się znajomym, zamawiali wzory dla siebie a potem polecali mnie swoim znajomym :) I tak to wszystko zaczęło się kręcić!
Do przeczytania!

piątek, 13 sierpnia 2010

DŻEM - Rysiek na imieniny

Witam na blogu poświęconym mojej pracy plastycznej. Koszulki maluję już od dawna, chyba ponad 10 lat. Po fazie początkowej przyszła produkcyjna a teraz nastała okazjonalna. W fazie produkcyjnej która trwała ok 4 lat wykonałam ręcznie ok. tysiąca koszulek. Teraz robię je okazjonalnie i przede wszystkim dla własnej przyjemności.
Tak było z koszulką DŻEMU. Mój mąż jest wielkim fanem Ryśka i zespołu. Miał okazję posłuchać ich na żywo jeszcze z Rysiem na jednym z festiwali w Jarocinie. Bardzo chciał mieć taką koszulkę ale w sklepie muzycznym niestety są tylko z samym logo zespołu. Postanowiłam więc zrobić mu wspaniały prezent na imieniny. Tak oto w lipcowe gorące dni roku 2008 zabrałam się do pracy. Byłam wtedy w 9 miesiącu ciąży i bardzo chciałam zdążyć przed porodem. Syn był bardzo wyrozumiały i choć dawał czadu nogami a rozmiar brzucha uniemożliwiał bliski kontakt ze stołem, to - udało się! Na dzień św. Krzysztofa mąż założył oczekiwaną od tak dawna "Dżemową koszulkę".
To jedna z wielu historii jakie wiążą się z powstaniem niektórych koszulek. Na pewno niejedną tu przytoczę :)
Do przeczytania!
Dżem - całość